Podobnie jak wczoraj, z jednodniowym poślizgiem, opiszę i pokażę to jak drugi dzień wycieczki do Janowa Lubelskiego spędzały klasy I AT i I BDT. Jak wspomniałem w zakończeniu poprzedniego wpisu, rolę budzików w naszej kwaterze pełniły konie, które miały stajnie pod naszymi pokojami. Już od piątej rano słychać było ich rżenie i głośne stukanie kopytami, czym domagały się jedzenia, wypuszczenia na wybieg albo jednego i drugiego.
Przywołaliśmy jednego do siebie i w imieniu wszystkich uczestników wycieczki poprosiliśmy o nieco cichsze zwracanie na siebie uwagi. Zobaczymy czy posłuchały naszych próśb.
Kiedy już i reszta wycieczkowiczów była na chodzie udaliśmy się na śniadanie, żeby mieć zapas energii na czekające nas atrakcje podczas drugiego dnia pobytu w Janowie Lubelskim.
Pierwszą wtorkową atrakcją była wizyta w parku linowym przy zalewie. Zgodnie z procedurami instruktorzy pomogli wszystkim założyć uprząż zabezpieczającą i dokonali szkolenia przed wejściem na trasy w koronach drzew. Zanim tak się stało, to były jeszcze próbne zjazdy tyrolką z niskiej platformy. Wszystko po to, żeby uczestnicy naszej wycieczki mogli określić swoją odwagę, siłę i umiejętności. Są to niezbędne kryteria do wyboru trudności trasy.
Kiedy każdy miał za sobą pierwsze próby, przyszedł czas na wspinanie się i spacer w koronach drzew. Na tych kilku poniższych zdjęciach zobaczycie jedynie nieliczne atrakcje czekające na uczestników.
Po tym jak ostatni linoskoczek zjechał na tyrolce udaliśmy się na obiad, po którym czekał nas gwóźdź wtorkowego programu. Tą atrakcją był przejazd terenówkami po leśnych bezdrożach. Grupa wybrała wersję czystą czyli bez wypychania samochodów z błota czy pasku. Do dyspozycji mieliśmy dwa pojazdy. Jeden to chyba terenowa Toyota, drugi to ciężarówka Volvo.
Nie było możliwości, żeby cała nasza grupa pojechała jednym kursem. Gdy pierwsza z nich przemierzała leśne dukty, mokradła i wydmy, druga mogła w tym czasie pokopać, poodbijać piłkę lub porzucać frisbee na terenach zielonych przy stadninie.
Pilotkami pierwszej grupy były p. Kinga Niedbała i p. Ewa Jóźwiak.
Kiedy przyszła kolej na drugą turę, miejsce pilota zajął p. Robert Podlecki a ja z uczestnikami wycieczki zajęliśmy miejsca na pace ciężarówki, która okazała się prawdziwym samochodowym potworem. Nie było dla niej przeszkody nie do pokonania. Ogromne kałuże czy wysokie leśne wydmy pokonywała z dziecinną łatwością.
Po tej terenowej jeździe, pomimo tego, że była to wersja czysta, każdy musiał zmienić ubranie i się wykąpać. Odświeżeni udaliśmy się na kolację, która po tym wytelepaniu smakowała znakomicie. Przed snem była jeszcze jedna atrakcja. Na trawniku przed stadniną cała grupa odtańczyła wspólnie Belgijkę.
Wyczerpani trudami całego dnia, wszyscy udaliśmy się na zasłużony odpoczynek licząc na to, że konie dotrzymają słowa i dadzą nam się wyspać. Czy tak się stało napisze w kolejnym odcinku.
Piotr Nizioł