Za sprawą Igi Świątek, chyba nie ma w naszym kraju kogoś, kto nie słyszał w ostatnim czasie o Wielkim Szlemie. Po jej trzecim zwycięstwie na kortach Rolanda Garrosa, Wielki Szlem odmieniano w mediach przez wszystkie przypadki. Każdy chyba wie, że są cztery lewe tego najbardziej prestiżowego cyklu: Australian Open, Roland Garros, Wimbledon i US Open. Potocznie "piątą lewą" nazywa się turniej rangi 1000 na kortach w Indian Wells. Wypada więc, żeby i na blogu było coś o tenisie.
Foto: PAP/EPA/Christophe Petit Tesson
Najlepszą okazją ku temu będzie moja kilkunastoletnia rywalizacja z p. Albertem Czerniakiem. Kiedy tylko robi się ciepło i mamy więcej wolnego czasu, to rozkładamy siatkę i rozpoczynamy Podwale Open - naszą "szóstą lewę Wielkiego szlema". Dzisiaj nastąpiła tegoroczna inauguracja naszej rywalizacji.
Pierwsze "skrzyżowanie rakiet" zaplanowaliśmy dzisiaj przed południem. Po kilkunastominutowej rozgrzewce postanowiliśmy zagrać inauguracyjnego w tym roku seta. Naszym poczynaniom z pracowni na piętrze przyglądała się przez chwilę p. Anna Godzina. Po wymianie serdeczności z p. Anią zagraliśmy w "papier, nożyce, kamień". Losowanie wygrał p. Albert i to właśnie jego atomowy serw uwieczniła na zdjęciu p. Ania.
Od tego momentu żarty się skończyły. Pierwszego gema przy podaniu rywala wygrałem ja. Później utrzymałem swoje podanie, podobnie jak p. Albert. W tym momencie z nieba zaczęło coraz bardziej siąpić. Nawierzchnia naszego kortu ma to do siebie, że jak popada, to robi się niebezpiecznie. Zagraliśmy jeszcze kilka gemów i przy stanie 4 : 3 dla mnie byliśmy zmuszeni przerwać grę.
Dokończymy po niedzieli. Dzięki temu przez najbliższy weekend, nadal będę się cieszył z trofeum, które chyba z piętnaście lat temu ufundowałem dla zwycięzcy naszej rywalizacji.
Piotr Nizioł