poniedziałek, 7 sierpnia 2023

Rockandrollowy triathlon

    Kilka razy wspominałem o naszym absolwencie Pawle Siateckim, który osiąga sukcesy w triathlonie. Dzisiaj, chociaż tytuł może to sugerować, nie będzie o nim. Rockandrollowy triathlon, to moja domena. Po pierwszym miesiącu wakacji, w którym miałem trochę domowych obowiązków, przyszedł czas na doroczne doznania muzyczne. Jakoś tak się fajnie złożyło, że wspólnie z synem zaplanowaliśmy ośmiodniowe tourne z trzema przystankami. Stąd skojarzenie z triathlonem.


Wyruszyliśmy moją "Czarną Błyskawicą" w sobotnie popołudnie 29 lipca. Do pokonania mieliśmy 460 kilometrów. Meta pierwszego etapu była w Rybniku, gdzie swój koncert miał zespół TSA Michalski, Niekrasz, Kapłon. Ta formacja jest kontynuacją mojego ulubionego zespołu z czasów, w których byłem w waszym wieku. Obecnie, kiedy tylko nadarza mi się okazja, to pakuje się i jadę na ich koncert. Do Rybnika dojechaliśmy idealnie. Gdy dotarliśmy do klubu, w którym odbywał się koncert, muzycy dopiero sposobili się do wyjścia na scenę.




Dodatkową motywacją wyjazdu do Rybnika był fakt, że kilka dni wcześniej otrzymałem świeżutką, jeszcze ciepłą płytę "Niezwyciężony". Brakowało na niej tylko autografów. Teraz już są.


Drugi etap był zdecydowanie krótszy jeżeli chodzi o dystans ale o wiele dłuższy czasowo. Wymagał dobrych kilku godzin spędzonych na stojąco. Całą niedzielę poświęciliśmy na zespół Rammstein, który w ramach trasy Stadium Tour 2023 zagrał na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Najpierw jazda z Mikołowa do Chorzowa, później niemal godzinny spacer z parkingu na stadion.


Po dotarciu na błonia stadionu czekały na nas dwie godziny stania w kolejce do wejścia. Jak już znaleźliśmy się na płycie "Kotła Czarownic", kolejne dwie godziny czekaliśmy na pojawienie się na małej scenie zespołu suportującego niemiecką gwiazdę industrialnego metalu. Koncert francuskiego duetu Abelard trwał nieco ponad godzinę. 


Kiedy ostatnie promienie słońca chowały się za koroną stadionu rozpoczęło się widowisko. 


Na ogromnej scenie ciągnącej się niemal przez pół długości boiska piłkarskiego pojawił się Till Lindemann z kolegami. Przebywali na niej nieco ponad dwie godziny wykonując w tym czasie największe hity strasznie przy tym hałasując, dymiąc i ziejąc ogniem. W kulminacyjnym momencie koncertu stadion niemal zapłonął i ten kto nazwał Śląski "Kotłem Czarownic" okazał się jasnowidzem.

Po bisach zespół został wywindowany na szczyt sceny, gdzie po jednym z kolejnych wybuchów, zniknął z pola widzenia. 


Po zespole zostało tylko dzwonienie w uszach, szczypanie oczu od wszechobecnego dymu, wymieszany zapach siarki i palonej gumy oraz perspektywa godzinnego powrotu na parking. Na tym jednak nie koniec "atrakcji", bo wyjazd z Chorzowa zajął nam przynajmniej godzinę, po której kolejną poświęciliśmy na powrót do hotelu. Tak minął nam drugi etap rockandrollowego triathlonu.

Po krótkim relaksie w Beskidzie Małym, który jak widać na poniższym zdjęciu, wcale nie jest taki mały, ruszyliśmy do kolejnego etapu naszego tourne.


Trzeci etap, to 29 Pol'and'Rock na lotnisku Czaplinek - Broczyno w województwie zachodniopomorskim. Do przejechania mieliśmy blisko 600 kilometrów. Zajęło nam to prawie 7 godzin. Ten etap, to był istny maraton, który trwał aż trzy dni i przebiegał w zmiennych warunkach atmosferycznych od upałów po gwałtowne, letnie burze. Mój zabytkowy namiot, który pamięta festiwale w Jarocinie z lat 80-tych XX wieku, sprawdził się jednak znakomicie czego nie można powiedzieć o wszystkich współczesnych turystycznych "willach".


 Te szybko zmieniające się warunki pogodowe dodawały najpiękniejszemu festiwalowi świata dodatkowego uroku. Największym wygranym pierwszego dnia był zespół Lady Pank, którego koncert na bajecznie kolorowej scenie miał jeszcze dodatkową naturalną dekorację.


W trakcie trzech festiwalowych dni, na dwóch scenach, wystąpiło ponad 40 zespołów z kilkunastu krajów, z czterech kontynentów: od Australii po Finlandię oraz od Mongolii po Kanadę. Jeżeli chodzi o gatunki muzyczne, to były one równie rozległe jak pochodzenie zespołów. Od folku i country poprzez reggae, bluesa, klasycznego rocka, różne odmiany metalu, hardcore do muzyki punk. Wśród wykonawców były uznane światowe gwiazdy. Wystarczy, że wspomnę Napalm Death, Biohazard, Bullet for My Valentine, Royal Republic, Spin Doctors, Epica czy While She Sleeps.  Jeżeli chodzi o polskich wykonawców, to oprócz wspomnianego Lady Pank zagrali między innymi: Krzysztof Zalewski, LemON, Kwiat Jabłoni, Monika Brodka czy moja ulubiona Transgresja. Łączny czas wszystkich koncertów, to blisko 50 godzin muzyki na żywo. Do tego spotkania w Akademii Sztuk Przepięknych z wieloma ciekawymi gośćmi festiwalu. Na nudy nie było czasu. 



Przez cały czas festiwalu z nadzieją wypatrywałem kogoś z Podwala. Niestety, nawet firmowe ciuchy, które zakładałem, nie przyciągnęły wzroku nikogo z naszej szkoły. 



Dwa ostatnie lata były pod tym względem zupełnie inne. Podczas festiwali Jarocin 2021 i Jarocin 2022 spotykałem się z zespołem Ikarus Feel, którego skład w 4/5 składał się z absolwentów Grabskiego. Być może wiecie, że ten zespół zwyciężył w festiwalowym konkursie w roku 2021 a w kolejnym był już zaproszony jako gość i wystąpił na dużej scenie obok takich gwiazd jak Dżem, Hunter czy Kult.


Podwalaków nie spotkałem na Pol'and'Rock. Spotkałem natomiast swoich uczniów sprzed ponad 30 lat, których uczyłem w mojej pierwszej pracy w Szkole Podstawowej w Ulhówku. Jeden z nich, nieobecny w Czaplinku, zobaczył na moim profilu udostępniane zdjęcia, zadzwonił do swoich kolegów na Pol'and'Rock mówiąc "szukajcie Nizioła". No i znaleźli. Miałem ze sobą zdjęcia z festiwali w Jarocinie z lat 80 - tych XX wieku. Były to te same czarno - białe zdjęcia, które kiedyś pokazywałem im w szkole opowiadając o Jarocinie. Pożyczałem im także kasety z nagraniami z jarocińskich koncertów. Zwierzyli mi się, że w ten sposób "złapali oni rockandrollowego bakcyla" i jeżdżą teraz rodzinnie i z przyjaciółmi po różnych festiwalach. Być może spotkamy się ponownie za tydzień na kolejnym wydarzeniu, którym będzie CieszFanów Festiwal 2023. Na wszelki wypadek przygotuję kolejne pamiątki do wspólnych wspomnień. 


Nasz rockandrollowy triathlon zakończyliśmy w niedzielę 6 sierpnia. Podczas jego trwania przejechaliśmy blisko 2000 kilometrów. Podczas 5 koncertowych dni wysłuchaliśmy i obejrzeliśmy blisko 50 wykonawców spędzając na koncertach prawie 60 godzin. Medali, pucharów czy dyplomów za to nie wręczali. Nagrodą były wrażenia, które pozostaną na długi czas. Pewnie do następnego razu. Gdy podczas postoju na jednej ze stacji paliw gdzieś pomiędzy Łodzią a Warszawą snułem plany na resztę wakacji z zamyślenia wyrwało mnie pozdrowienie "Dzień dobry sorze!!!". Tym, który je wypowiedział był aktualny uczeń Grabskiego, Kacper Jakubas. Wracał on właśnie z Poznania z jakiegoś zlotu samochodowego. 



Warto mieć jakieś pasje i realizować je podczas wakacji. Życzę Wam udanego drugiego miesiąca laby. Jak będziecie gdzieś w Polsce, to rozglądajcie się dookoła siebie. Może też spotkacie kogoś z Podwala.

                                                                                                                Piotr Nizioł

Połamania piór !!!

 "Wielka majówka" zakończona. Grille już pogaszone, zza okien od strony Czerniejówki nie dochodzą już do mnie dźwięki gitary i wes...